sobota, 16 lipca 2011

Przygotowania

Przygotowując się na Norwegię naprawiłam w końcu moje człapaki które od dłuższego czasu wołały o pomstę do nieba i zajęłam się mnóstwem inszych głupot które szykuję na kram. Zamówienia krajkowe lecą i lecą [niedługo wstawię zdjęcie krajki dla Adriana] a tymczasem robię bransoletki dla turystów i filcowe mydełka ;) No i oczywiście - przędę!

piątek, 8 lipca 2011

Syrop z szyszek

Pomijając wszelkie przeciwności krajkowania jak brak wełny i lenistwo - nadal coś robię! Mimo rozciętego do mięsa palca M. i mimo mojej obolałej dłoni powstaje właśnie syrop z szyszek ;D Straty w ludzich są tak wielkie, bo nie przewidzialam, że młode szyszki i tak będą tak twarde, że z ledwością da się je kroić.

Ale ale - efekt jest, bo szyszki sok puszczają a tymczasem zdjęcia z przygotowań do pozyskiwania soku:

czwartek, 7 lipca 2011

Przędzenie na wrzecionie

Jako że od Wolina zeszłego roku chorowałam na wełnę czesankową i filcowanie, tak też w końcu po naprawdę długim okresie oczekiwania i decydowania się, taką wełnę zakupiłam. Nie jest to drogi interes - za jeden 'motek' ważący w aukcji na której kupowałam 50g kosztował coś ponad 3zł. Moje obawy odnośnie tego ile faktycznie to 50g filcu zajmuje na szczęście się nie sprawdziły - 50g objętościowo to mniej więcej moje dwie drobne dłonie ^^ , które na ścisk ledwo są w stanie objąć jeden motek, także całkiem sporo jak mi się wydaje. Niemniej jednak zapobiegliwie zamówiłam czesanki więcej niż by mi się wydawało, że będę potrzebować. Czesanka przyszła, każdy motek jest oddzielny, dwa kolory [naturalny i brązowy] są dokładnie takie jakie być powinny a sama wełna miękka i delikatnie tylko gryząca.
Co nastąpiło później?
Na youtubie zupełnie przez przypadek trafiłam na filmik z Chudowa bodajże pokazujący kobitkę przędącą wełnę. I jak to u mnie - zapaliła mi się lampka i stwierdziłam, że skoro mam wełnę to brakuje mi tylko wrzeciona i mogę zaczynać prząść. Tu jak z nieba spadł mi Ingwar, który po powrocie z wyjazdu usłyszawszy wcześniej o moich prząśniczych zapędach przywiózł ze sobą wrzeciona. Z ogromnym zapałem z miejsca je zakupiłam i postanowiłam że jak tylko wrócę do domu zacznę działać. I stało się tak jak zwykle z początkami bywa. :D Okazało się, że trzeba szukać, czytać i kombinować.
Zaczęłam sposobem.
Jako, że prawie na wszystkich stronach instruktażowych jakie trafiałam wrzeciona miały na końcu haczyk, który zupełnie zmieniał charakter i kierunek przędzenia, postanowiłam (a raczej postanowiliśmy, bo do przenoszenia tekstu czytanego i widocznych zdjęć na rzeczywistość pomocny był mi wielce Kędzior) sobie conieco uprościć. - Moje wrzeciono nie posiada haczyka (co w sumie oczywiste) więc zamiast niego zastosowaliśmy dodatkowy węzeł. Ale od początku:
Nitkę pomocniczą (dowolnej, wygodnej długości) zawiązaliśmy w pętlę, którą to przywiązaliśmy ponad glinianym przęślikiem (od strony dłuższej osi wrzeciona) natomiast pozostałą część pętli w miejscu gdzie powinien być haczyk (pod przęślikiem na końcu osi) związaliśmy tak, by pętla trzymała się osi ale reszta jej nadal zwisała swobodnie w dół. Co później: wyciągamy z czesanki jakieś, podobającej się nam grubości włókna, które przekładamy przez pętlę i składamy z resztą tych włókien tak by się zaczepiła. Dalej już sama frajda czyli zaczynamy prząść pierwszy fragment. Łapiemy za dłuższą część osi wrzeciona i trzymając w jednej ręce to a w drugiej naszą wełnę przyczepioną do nici pomocniczej delikatnie turlamy wrzecionem po udzie żeby nadać nitkom skręt i by mocniej się o siebie zaczepiły. Gdy już uprzędziemy pierwszy fragment wyciągamy z czesanki kolejne włókna by to przedłużyć. Gdy powstanie nam trochę włóczki odczepiamy nić pomocniczą spod przęślika - ale nie odczepiamy od włóczki! i zaczynamy skręcać to co powstało ponad przęślikiem. I dalej przędziemy już z drugiej strony wrzeciona, czyli tak jak być powinno. Ruch obrotowy można nadać wrzecionu albo poprzez szybki skręt palcami na czubku wrzeciona, albo tak jak to w początkowej fazie tworzenia nici - szybkie przeturlanie wrzeciona po udzie i puszczenie go, by kręciło się dalej już własną siłą.



A! co ważne! - nić musi kręcić się ciągle w tę samą stronę więc warto by było zapamiętać, w którą kręci się wrzeciono :)