Jak na prawdziwą Wełnicę przystało postanowiłam dalej iść w stronę
przędzenia i od babci wyprosiłam kołowrotek. Jest jeszcze w stanie
renowacji - bardzo mu potrzebnej bo był ledwo żywy, ale już sprawdziłam
czy będzie działał. I działa. Nie w 100% tak jak powinien ale to chyba
kwestia braku jednej części która służyłaby do wprawiania w ruch albo
samej szpuli albo samego wrzeciona, żeby nić nie tylko się skręcała ale i
nawijała od razu. Mimo wszystko da się to obejść i uprzędłam już
nieliczną, bo nieliczną, ale połowę swoich zapasów czesanki. a może
niedługo będę robić krajki z własnoręcznie przędzonej wełny?
Efekty przedstawiam tu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz